Tępym wzrokiem spojrzałam w swoje odbicie w zabrudzonym lustrze w toalecie w szkole i popatrzyłam przelotnie na moje ręce. Całe we krwi. A na pobrudzonej czerwoną mazią umywalką, kiedyś nieskazitelnie białej, leżała mała żyletka.
Czasami zadaję sobie pytanie czemu to robię. Jakieś przebłyski logiki w moim mózgu podpowiadają mi, że to wszystko abym się odstresowała. Lecz jakiś inny głos mówi, że wpadłam w nałóg i za nic nie mogę się z niego wyrwać.
Momentami czuję nawet jakiś uścisk w sercu, świadczący o świadomości mej głupoty. Mam jej świadomość. To już jakiś krok do wyrwania się z tego bagna, do którego wepchnęła mnie moja słaba psychika i pewna osoba.
Zmarszczyłam brwi, a na moim czole powstała zabawna zmarszczka. Westchnęłam cicho, odkręcając kran i wsadziłam ręce pod strumień zimnej wody.
Skrzywiłam się lekko gdy rany zaczęły szczypać i zakręciłam wodę. Urwałam parę ręczników kuchennych, leżących nad rządem umywalek i przetarłam ręce z wody i krwi.
- Trzeba będzie coś z tym zrobić - mruknęłam gdy zauważyłam jak głębokie są rany. Nie były jakieś straszne, sama zresztą widziałam gorsze przypadki, lecz nie mogę dopuścić do zakażenia.
Opuściłam zakasane rękawy szarej bluzy, wytarłam pozostałości krwi z umywalki, żyletkę wyrzuciłam do kosza, stojącego w rogu łazienki, koło drzwi wyjściowych i chwyciłam w ręce czarną torbę.
Obejrzałam się, upewniając się, czy nie zostawiłam za sobą żadnych śladów i pchnęłam je wychodząc na zatłoczony korytarz.
Zmrużyłam oczy, wypatrując spośród bydła cieszącego się z godzinnej przerwy jakąś znajomą twarz.
Nagle poczułam czyjeś ręce zakrywające moje oczy. Obruszyłam się podirytowana tym gestem i warknęłam z cichsza:
- Kastiel, daj mi spokój.
Podziałało. Chłopak zabrał dłonie i obrócił mnie lekko, tak abym stanęła z nim twarzą w twarz.
Kastiel... Ah, fenomen naszego liceum. Dobrze zbudowany, przez mordercze uprawianie koszykówki od paru lat, czekoladowe oczy, w których niechybnie można się utopić by potem być płakać po nocach z powodu nieodwzajemnionej miłości. Wściekle czerwone włosy opadające mu na ramiona. Bardzo wysoki, przynajmniej jak dla mnie, karzełka o zaledwie stu sześćdziesięciu pięciu centymetrach wzrostu.
Spojrzałam z uśmiechem na niego i zapytałam uprzejmie czego chce. Odpowiedziało mi milczenie z jego strony i wzrok brązowych tęczówek świdrujący mnie niczym rentgen.
- Znowu to zrobiłaś? - zapytał wreszcie po chwili kładąc wyjątkowy nacisk na słowa "znowu". Wytrzeszczyłam ze strachu oczy i poczułam jak moje serce zaczyna bić tempem co najmniej nie normalnym. Zrobiłam jeden, malutki kroczek do tyłu i poczułam za sobą ścianę. Nie było gdzie uciekać przed wkurzonym Kastielem. W jednej chwili zaczęłam być wściekła sama na siebie, że dałam się wtedy ponieść emocjom i sięgnęłam po te cholerne żyletki...
- Sądziłem, że wreszcie wydoroślałaś, ale cóż, nadal jesteś tym samym, niewydarzonym bachorem emo. - usłyszałam głos chłopaka tuż przy samym uchu. Zacisnęłam mocno powieki, by powstrzymać łzy.
- Z skąd wiesz... - zapytałam zachrypniętym z emocji głosem.
- Po prostu takie rzeczy się wie... - odpowiedział mi smutno.
Chwycił moją brodę i zmusił mnie siłą, abym spojrzała mu prosto w oczy. Spojrzałam.
- Czy Nataniel był dla ciebie aż tak ważny, abyś stoczyła się do tego stopnia? Żebyś zaczęła ćpać, palić, chlać jak świnia? Czy on naprawdę jest tego wart? Nie sądzę, teraz pewnie jest w Pokoju Gospodarzy z Melanią, podczas gdy ty rujnujesz sobie życie. Naprawdę warto? - ton jego głosu był wyblakły, wyprany z wszelkich emocji. Skuliłam się i poczułam w tym samym momencie jak jego silne ramiona zagarniają mnie do uścisku. W tamtym momencie pękłam. Łzy, które jeszcze przed momentem chciałam powstrzymać, torowały już sobie drogę po moim policzku, kończąc podróż na szarym materiale bluzy.
- Dobra, ciii... - zaczął szeptać rudowłosy - Załatwię ci zwolnienie do domu, musisz odpocząć, dobrze?
Pokiwałam tylko smętnie głową.
***
- Nie trzeba było mnie odprowadzać. Niepotrzebnie sam uciekasz z lekcji. - odezwałam się wreszcie, przytłoczona tym, że przeze mnie Kastiel może jeszcze bardziej podpaść nauczycielom.
- Nie ma sprawy - machnął lekceważąco ręką. - Zamierzam cię bowiem zgwałcić a następnie sprzedać za grube miliony terrorystom, kłamiąc, że jesteś zaginioną księżniczką i, że można wsiąść za ciebie miliardowy okup. - parsknął śmiechem.
- Ha ha, ale zabawne, doprawdy - burknęłam zdenerwowana tym żartem. - O, jesteśmy. Wejdziesz? Albo nie, lepiej idź do szkoły, mniej sobie nagrabisz.
- Ty żartujesz? Szkoła mi nie ucieknie, a możliwość gwałtu i zarobienia kasy - tak.
- Właśnie dałeś mi dodatkowy powód do niewpuszczania cię - zaśmiałam się z cichsza.
- Okay, no dobra. W sumie masz rację. Może zdążę jeszcze na fize. Barry zagroziła mi niezdaniem, rozumiesz to?! - prychnął zdenerwowany.
Zaśmiałam się tylko głośno i potargałam mu włosy.
Chłopak odpowiedział mi kwaśnym uśmieszkiem i przygładził w miarę starannie swoje włosy i wolno odwrócił się idąc w stronę która bynajmniej nie prowadziła do szkoły.
- Kastiel? - zawołałam zdziwiona - Szkoła jest w drugą stronę.
Wzruszył tylko lekko ramionami i poszedł dalej. Wreszcie, po kilku metrach zatrzymał się nagle i krzyknął, wciąż odwrócony :
- Będę o 18.
Uniosłam w zdziwieniu brwi, ale nic nie odpowiedziałam. Otworzyłam bordowe drzwi i wbiegłam po schodach na trzecie piętro, do mojego mieszkania, a w nim padłam na moje metalowe łóżko i po krótszej chwili zasnęłam.
***
26.02.14 - rozdział ocenzurowany, błędy poprawione itd.
Ohayo Czytelniku ♥
łoo! Zaskoczyłaś mnie, bardzo pozytywnie. Czyta się lekko, przyjemnie, i ta historia opowiadania... Z taką się jeszcze nie spotkałam, gratuluję jak nic <3
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za Twój komentarz, lecz mój blog to nic w porównaniu do twojego ^^ Dzięki <33
UsuńCz 1 bardzo fajna,ale blagam zmien kolor na bialy czy cos bo na tle w pewnm momencie nie umialam nic przeczytac. Ale jest bardzo fajne :)
OdpowiedzUsuń