I CZĘŚĆ
Był pochmurny,marcowy poranek. Właśnie wczoraj wróciłam z tygodniowej wycieczki z klasa po Madrycie. W głowie wciąż odbijaly mi się od czaszki szczesliwe wspomnienia z tego zwariowanego tygodnia. Wpierw omal nie spóźniliśmy się na samolot. Zwariowana wycieczka, nie ma co, he he . Nate z Melką nie pojechali. Mòj chlopak wolał zostać w miescie i pouczyć się do jakiegoś ważnego sprawdzianu a Mel była chora. Tak przynajmniej mówiła.Radosnym krokiem weszłam w uliczkę prowadzącą do domu Nata w którym mieszkał on razem że swoją siostrą Amber. Pusta blond lala.
Niecierpliwie zadzwoniłam dzwonkiem.
- Cześć. - mruknela Amberzyca mierząc mnie znudzonym wzrokiem. - Czego?
- Ją do Nata. - rzeklam chłodno.
- A do mojego braciszka.- usmiechnela się blondyna zjadliwie. - Jest u siebie w pokoju. Choć nie wiem czy znajdzie dla ciebie czas. Taki człowiek zapracowany...
Nie rozumiejąc słów dziewczyny skierowalam się w stronę pokoju Nata. Lecz stanelam jak wryta pod jego drzwiami. Z jego pokoju dochodziły głośne jęki rozkoszy. Serce zabiło mi a moja dłoń zawisła parę centymetrów nad mosiezna klamką. Nie wiedziałam co zrobić. Jednak po chwili przemogłam się w sobie i nacisnelam klamkę.
To co tam widziałam zapadło mi głęboko w pamięci. Na łóżku Nata leżał on i Mel. Byli nadzy i robili to. Brunetka jeczala i zaciskala swe ohydne palce na plecach Nata. Mojego Nata! Miodooki całował ją namiętnie po szyi. Zaś mnie zbywal zawsze delikatnymi pocałunkami.
- Braciszku, jakaś panna do ciebie.- rzekła słodko Amber pojawiajac się koło mnie.
Przez moment stałam jak zaczarowana. To nie mogła być prawda! To nie mój Nataniel, może jego brat bliźniak, który się podszył pod niego aby wyrwać jakąś panienkę. Nie, nie, nie!
Wypadłam z tego cholernego mieszkania zanosząc się płaczem. Nikt nigdy mnie tak nie upokorzył!
***
Nagle przypomniałam sobie to wydarzenie przez które zaczęłam staczać się na samo dno. Najpierw paląc a potem tnąc się. Nie nienawidziłam teraz samej siebie za to.
***
Jedziemy już z godzinę czasu. Kastiel pruje jak wariat. Oczyma wyobraźni widzę swoje martwe i zakrwawione ciało w rowie lub na drzewie. Boję się nieco.
***
Dojechaliśmy po półtorej godziny jazdy na miejsce. Za nami rósł jakiś las a przed nami... Stała jakaś rudera. Rudera! Las! Co najmniej pół godziny drogi aby znaleść jakąś wioskę! Ja i Kas. Sami!O w dupę...
Zlękłam się.
Kastiel był przecież nieobliczalny. Raz mógł być miłym chłopakiem-jak na przykład wtedy w łazience- a raz niebezpiecznym. Jezus Maria, nie wyrwę mu się przecież gdyby się na mnie rzucił. W co ja sie wpakowałam? Klęłam się za brak wyobraźni.
Zajebiście Natalio. A teraz podpowiedz mi jak się z tego wyplątać.- pomyślałam podenerwowana.
- Hy hy. Za wcześnie przyjechaliśmy.- mruknął Kastiel patrząc na wyświetlacz swojego błyszczącego nowością telefonu.
- A-ale... Na co za wcześnie?- zapytałam. Teoretycznie, według mojego "planu" który stworzyłam w ułamek sekundy mój głos miał zabrzmieć obojętnie i naturalnie. Jednak nie wypałiło sądząc po rozbawionej minie Kastiela.
- Kocie, nie zamierzam Cię przelecieć.- szepnął.- Chociaż...-spojrzał na mnie uważnie.- Byłoby warto. Masz bardzo ładne nogi i usta.- zaśmiał się, a ja jak idiotka zaczerwieniłam się.
- Jesteś niewyżyty.- pacnęłam go mocno w ramie, a on zaśmiał się tylko. Tym swoim irytującym śmiechem. A ja ziewnęłam.
Słońce chyliło sie ku zachodowi, komary wychodziły polować a ja nie wiadomo nawet kiedy wtuliłam się w Kastiela i zasnęłam. Twardym, porządnym snem.
***
Obudziły mnie wesołe promyczki słońca. Zaspanym wzrokiem rozejrzałam się i automatycznie, z przyzwyczajenia sięgnęłam po swój purpurowy budzik by zobaczyć któraż to jest godziny. O mały włos nie krzyknęłam gdy zamiast zegarka wymacałam czyjeś ramię. Wtedy to już się na serio obudziłam. Obok mnie leżał jakiś pijany brunet w motocyklowym stroju. Wytrzeszczyłam oczy i rozejrzałam się na serio. Obok mnie leżeli inni nieznani mi pijani ludzie. Leżeliśmy na trawie. Wstałam z trudem i tak by nikogo nie obudzić(co raczej bylo trudnym zadaniem do wykonania). Wśród innych motorów znalazłam motor Kastiela i wygrzebałam z jego torby butelkę wody mineralnej. Nawet nie zdążyłam jej odkręcić gdy:
- Pozwoliłem?- szepnął nieznajomy głos. Jego posiadacz objął mnie w pasie i owionął mnie znajomy zapach perfum...
- Kas, nie strasz mnie.- burknęłam łokciem uderzając go w żebro. No nawet wody nie mogę specjalnie wypić.
- He he. Przyznaj się. Wystraszyłaś się.- zaśmiał się.- Pozwoliłem?- szepnął nieznajomy głos. Jego posiadacz objął mnie w pasie i owionął mnie znajomy zapach perfum...
- Kas, nie strasz mnie.- burknęłam łokciem uderzając go w żebro. No nawet wody nie mogę specjalnie wypić.
Spojrzałam na niego z dezprobatą i upiłam łyczek wody... Chwila moment... Moje kubki smakowe rozpoznają to coś... To nie było woda!
Jezus, przecież to wódka. Krztusząc się wyplułam ten niesmaczny napój na ziemię pod rozbawionym spojrzeniem chłopaka.
- Czemuś mi nie powiedział?- warknęłam, wycierając usta.
- Wtedy nie widziałbym twojej minki. Taka słodkaaa...- rzekł przeciągle. Rzuciłam w niego moim trampkiem, którego zręcznie chwycił tuż przed swoją twarzą. Podał mi mój zagubiony bucik i gdy chciałam go włożyć złapał mnie za rękę i przysunął do siebie. Zaskoczona posłałam mu pytające spojrzenie, lecz on tylko odpowiedział mi półuśmieszkiem. Oparłam swoją glowę na jego piersi wsłuchując się w jego bicie serca.
Puk.
Puk.
Puk.
Puk.
Zupełnie jakby ktoś kołatał do jego czarnego serca.
Staliśmy sobie tak przez dłuższą chwilę, lecz do pocałunku niestety nie doszło. Szkoda, bo miałam przeogromną ochotę zatopić się w jego ciepłych ustach... Chłopaka mruknął coś niezrozumiale i kazał mi wsiąść na motocykl zanim towarzystwo się obudzi. Ze smutkiem posłuchałam go i po chwili byłiśmy na asfaltówce.
***
Cóż nie mam weny. Piszę to na "siłę". ;/ Rozdział podzielę na 3 części. A i od dziś będę każdy rozdział komuś dedykować. W tym przypadku jego część ^-^
DEDYKEJSZYN
dla
Kasi S.
w którą rzucę kotletem schabowym
(moje groźby na fejsie było na serio ^^)
Dziękuję i dobranoc. Może narysuję Natalię, bo nie mam co robić :)
Ps. Rozdziały będą dodawane w parzyste dni. Takie moje dziwactwo ;D
Około godziny 9 zatrzymalismy się w przydrożnej karczmie by coś przekasic. Kastiel jakimś cudem wladowal się pomiędzy jakieś stare audi i zielone mini. Weszliśmy.
- Na co masz ochotę księżniczko?- zapytał chłopak przewracajac beznamiętnie menu.
- Byle co.- mruknęłam, zauważając jakaś blond kelnerke z obfitym biustem. Zawsze mnie one denerwowaly. Może dlatego że jednym z moich największych kompleksów były piersi. Takie zwyczajne, nijakie, małe. Eh, ja to mam szczęśćie z urodą.
- Coś podać?- zapytala blond piękność oblizujac osta na widok Kastiela. Rozsiedził mnie ten gest, lecz powstrzymałam się przed jakimkolwiek gestem. Jeszcze Kass weźmie mnie za jakaś chora wariatke.
- Właśnie... Na co masz ochotę Natka?
Wzruszyłam ramionami.
- To poproszę hamburgera i cole dwa razy.- zadecydował w końcu.
Na dania czekaliśmy chyba z dwadzieścia minut. W tym czasie moje kiszki zdołały chyba że sto razy zagrać marsza. Ileż można robić dwa hamburgery?
W końcu zjawiła się blond lala i postawiła przed nami talerze. Z wściekłością zauważyłam że na talerzu Kastiela jest namalowane ketchupem serce!
Spokojnie Natka, spokojnie. Policz do dziesięciu, lub z rozpędu do stu.
Jeden...
Dwa...
Trzy...
Cztery...
Pięć...
Sześć...
Siedem...
Osiem...
Dziewięć...
Zatopilam żeby w hamburgerze i o mały włos nie zwrocilam zawartości swojej buzi. Jezus, oni tam nasypali pieprz czy co? Jednak z kamienną miną dokonczylam posiłek i duszkiem wypiłam colę. I wtedy uzmysłowiłam sobie że nie mAm przy sobie ani grosza. Zanim jednak zdołałam wymyślić jakąś wymowke, Kass zawołał:
- Rachunek proszę!
Oczywiście podeszła ta zołza, niby przypadkiem ocierając swoją nogę o kolano Kastiela. Zachowałam jednak spokój.- 25,60zl- rzekło to babsko aksamitnym głosem. Wrrrr...
Kastiel z beznamiętną miną wyciągnął z kieszeni pieniądze i rzekł:
- Reszty nie...
- Nie...?- zachęciła go kelnerka.
Chłopak zastanawiał się przez chwilę i rzekł do mnie:
- Wyjdź na zewnątrz. Zaraz wrócę.
Zaś tej blondi wręczył stuzłotywy banknot. Nie miałam siły by zaprotestować. Przez zabrudzoną jakimś sosem szybę zauważyłam jak Kass szepcze coś blondynie a ona chichocząc chwyta go za dłoń i oboje znikają za drzwiami z napisem ,, ZAPLECZE,,.
Co za szuja.
Już nawet nie odpusci by przelecieć jakaś nieznajomą kelnerkę. Jak można być takim człowiekiem? Jak mu nawet nie wstyd prowadzić takie życie?
Wybuchłam płaczem.
Nienawidziłam Kasa.
Złapię stopa.
Upiję się.
Będę narzekać na życie.
Ps. Rozdziały będą dodawane w parzyste dni. Takie moje dziwactwo ;D
***
II CZĘŚĆ
- Na co masz ochotę księżniczko?- zapytał chłopak przewracajac beznamiętnie menu.
- Byle co.- mruknęłam, zauważając jakaś blond kelnerke z obfitym biustem. Zawsze mnie one denerwowaly. Może dlatego że jednym z moich największych kompleksów były piersi. Takie zwyczajne, nijakie, małe. Eh, ja to mam szczęśćie z urodą.
- Coś podać?- zapytala blond piękność oblizujac osta na widok Kastiela. Rozsiedził mnie ten gest, lecz powstrzymałam się przed jakimkolwiek gestem. Jeszcze Kass weźmie mnie za jakaś chora wariatke.
- Właśnie... Na co masz ochotę Natka?
Wzruszyłam ramionami.
- To poproszę hamburgera i cole dwa razy.- zadecydował w końcu.
Na dania czekaliśmy chyba z dwadzieścia minut. W tym czasie moje kiszki zdołały chyba że sto razy zagrać marsza. Ileż można robić dwa hamburgery?
W końcu zjawiła się blond lala i postawiła przed nami talerze. Z wściekłością zauważyłam że na talerzu Kastiela jest namalowane ketchupem serce!
Spokojnie Natka, spokojnie. Policz do dziesięciu, lub z rozpędu do stu.
Jeden...
Dwa...
Trzy...
Cztery...
Pięć...
Sześć...
Siedem...
Osiem...
Dziewięć...
Zatopilam żeby w hamburgerze i o mały włos nie zwrocilam zawartości swojej buzi. Jezus, oni tam nasypali pieprz czy co? Jednak z kamienną miną dokonczylam posiłek i duszkiem wypiłam colę. I wtedy uzmysłowiłam sobie że nie mAm przy sobie ani grosza. Zanim jednak zdołałam wymyślić jakąś wymowke, Kass zawołał:
- Rachunek proszę!
Oczywiście podeszła ta zołza, niby przypadkiem ocierając swoją nogę o kolano Kastiela. Zachowałam jednak spokój.- 25,60zl- rzekło to babsko aksamitnym głosem. Wrrrr...
Kastiel z beznamiętną miną wyciągnął z kieszeni pieniądze i rzekł:
- Reszty nie...
- Nie...?- zachęciła go kelnerka.
Chłopak zastanawiał się przez chwilę i rzekł do mnie:
- Wyjdź na zewnątrz. Zaraz wrócę.
Zaś tej blondi wręczył stuzłotywy banknot. Nie miałam siły by zaprotestować. Przez zabrudzoną jakimś sosem szybę zauważyłam jak Kass szepcze coś blondynie a ona chichocząc chwyta go za dłoń i oboje znikają za drzwiami z napisem ,, ZAPLECZE,,.
Co za szuja.
Już nawet nie odpusci by przelecieć jakaś nieznajomą kelnerkę. Jak można być takim człowiekiem? Jak mu nawet nie wstyd prowadzić takie życie?
Wybuchłam płaczem.
Nienawidziłam Kasa.
Złapię stopa.
Upiję się.
Będę narzekać na życie.
***
Do domu podwiózł mnie Daniel, mój kolega z gimnazjum. Po dłuższej rozmowie dowiedziałam się, że chłopaka pół roku temu zdał prawko a teraz pracuje jako barman w jakimś barze w centrum.
- Odwiedź mnie kiedyś.- zawołał na pożegnanie.
Odwróciłam się i machając, posłałam mu promienny uśmiech. Jak to miło spotkać osobę, której się nie widziało kilka lat.
Gdy w zamku zachrobatał mój klucz,poczułam się jakbym nie była tu od wieków. Uśmiechnęłam się lekko i weszłam przez próg, wyczekując skrzeczącego głosu karcącego mnie, że nie wróciłam na noc, że nie wysłałam chociaż jednego sms-a i takie tam duperele.
Cisza.
Jak makiem zasiał. Dzwoniąca w uszach cisza. Nic. Pustka.
- Halo?-zawołałam niepewnie.
- Cześć...-dobiegł z kuchni głos mojego brata.
- Gdzie matka?-zapytałam, marszcząc brwi.
- Wyjechała wczoraj do Hiszpanii z tym swoim Pedrem. Starzy biorą rozwód, a matka w przyszłe wakacje ślub. Fajnie, nie?- rzekł łamiącym się głosem.
Aż usiadłam.
- Ale...Ale...
- A i to jeszcze nie koniec. Sprzedają to mieszkanie. Super, co nie?
Co??!!
- To gdzie my zamieszkamy? Przecież dopiero za pół roku będziemy pełnoletni... Nie mogą nas tak zostawić...A ojciec?
Wzruszył ramionami.
- Mieszka u swojego kolegi.
- Ale nie zajmie się nami, czy co??
Chłopak prychnął.
- Ojciec i opieka nad swoimi dziećmi. Dobre sobie, siostrzyczko. Matka znalazła już kupca. Wprowadza się za dwa tygodnie.
Nie! Nie! Nie! To jest sen, zły sen, z którego się obudzę. Spojrzałam na butelkę jakiegoś wina stojącą przed moim bratem i bez namysłu chwyciłam ją, by wlać w siebie połowę zawartości butelki.
Lysander wyrwał mi ją gniewnie z rąk.
- Nie pij. Musimy coś wykombinować. Bo tak w sumie to ja mam już gdzie mieszkać...
- A babcia? Ciocia? Nie dadzą nam u siebie zamieszkać?- zignorowałam wypowiedź brata.
- Natalia, one nam nie dadzą zamieszkać. Zrozum to. Cała rodzina wyparła się naszych rodziców i przy okazji nas.- potrząsnął mną.
- Lys, to zły sen. Powiedz że to zły sen. Nie mamy kasy, bo od matki i ojca nie mamy się co spodziewać. Przecież nawet nie pomyślą aby nam coś dać. Nie mamy mieszkania. Mamy jeszcze dwa tygodnie. Rodzina się nas wyparła. Nie mamy nic. Jeszcze ta chora sytuacja między naszymi rodzicami.- rozbeczałam się nagle.
Lysander przytulił mnie i powiedział, żeby się niczym nie martwić, że wszystko będzie dobrze. Nagle w głowie zaświtała mi pewna myśl.
- A Leo? Ma sklep, ma duże mieszkanie. Może da nam trochę przekimać i pożyczy trochę kasy...
Lysander spojrzał na mnie nieodgadnionym spojrzeniem.
- No nie wiem czy on tak nam pomoże...Nie widzieliśmy go od półtora roku... Nawet do niego nie przyśliśmy zapytać co u niego... I tak nagle zjawiamy się i prosimy o pieniądze... Nie, nie wypada...
- Lys!- rzekłam nieco wściekła.- To nasza JEDYNA szansa. W poniedziałek po szkole idziemy do niego. A teraz wybacz, lecz muszę odespać trochę. Plecy mnie trochę bolą.- już miałam wyjść z kuchni, gdy Lysander złapał mnie za nadgarstek.
- Gdzie byłaś?
- Nieważne.
- Z Kastielem?
Łzy popłynęły mi do oczu.
- Nie wspominaj mi o tym pieprzonym dupku.- krzyknęłam i becząc znikłam za drzwiami swojej małej fortecy.
Było już dobre kilka minut po północy gdy ze słodkiego snu wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Nienawidzę tego dźwięku. Taki przenikliwy,aż do szpiku kości. Mamrocząc pod nosem zwlokłam się ze swojego barłogu i poszłam otworzyć drzwi. Lysander, ten ciumok nic nie słyszy, czy co?
Kastiel.
- Ach, to ty. Czego chcesz?- rzekłam bez emocji, choć te dosłownie rozsadzały mnie w środku.
- Do Lysandra.- rzekł przyglądając mi się dziwnie.
- Śpi.- westchnęłam.
- To go obudź.- warknął.
- Człowieku, sam go obudź, a nie. Ludzi nachodzisz po nocach, ty pieprzony dupku.- krzyknęłam i uniosłam rękę. Chłopak spojrzał na mnie zdumiony, trzymając się za policzek na którym widniał ślad po mojej ręce.
- Odbiło Ci czy co, wariatko?- warknął.
- Wynoś się.- rzekłam chłodno, choć łzy popłynęły mi po policzkach.- Nie chcę Cię znać. Wszyscy jesteście siebie warci.
- Przyjdę rano.
Zatrzasnęłam drzwi i wróciłam do pokoju.
- Natka, co to było?- krzyknął rozbudzony Lysander ze swojego pokoju.
- A nic, nic. Telewizję oglądałam, bo nie mogłam usnąć.- odkrzyknęłam. Z kłamstwa będę się tłumaczyć później. Teraz z powrotem chcę zapaść w sen i śnić o tym o czym śniłam, dopóki ta ruda małpa mnie nie obudziła.
- Aha. Dobranoc.
-...branoc.- szepnęłam wtulając się w pachnącą świeżością poduszkę i momentalnie usypiając.
Cisza.
Jak makiem zasiał. Dzwoniąca w uszach cisza. Nic. Pustka.
- Halo?-zawołałam niepewnie.
- Cześć...-dobiegł z kuchni głos mojego brata.
- Gdzie matka?-zapytałam, marszcząc brwi.
- Wyjechała wczoraj do Hiszpanii z tym swoim Pedrem. Starzy biorą rozwód, a matka w przyszłe wakacje ślub. Fajnie, nie?- rzekł łamiącym się głosem.
Aż usiadłam.
- Ale...Ale...
- A i to jeszcze nie koniec. Sprzedają to mieszkanie. Super, co nie?
Co??!!
- To gdzie my zamieszkamy? Przecież dopiero za pół roku będziemy pełnoletni... Nie mogą nas tak zostawić...A ojciec?
Wzruszył ramionami.
- Mieszka u swojego kolegi.
- Ale nie zajmie się nami, czy co??
Chłopak prychnął.
- Ojciec i opieka nad swoimi dziećmi. Dobre sobie, siostrzyczko. Matka znalazła już kupca. Wprowadza się za dwa tygodnie.
Nie! Nie! Nie! To jest sen, zły sen, z którego się obudzę. Spojrzałam na butelkę jakiegoś wina stojącą przed moim bratem i bez namysłu chwyciłam ją, by wlać w siebie połowę zawartości butelki.
Lysander wyrwał mi ją gniewnie z rąk.
- Nie pij. Musimy coś wykombinować. Bo tak w sumie to ja mam już gdzie mieszkać...
- A babcia? Ciocia? Nie dadzą nam u siebie zamieszkać?- zignorowałam wypowiedź brata.
- Natalia, one nam nie dadzą zamieszkać. Zrozum to. Cała rodzina wyparła się naszych rodziców i przy okazji nas.- potrząsnął mną.
- Lys, to zły sen. Powiedz że to zły sen. Nie mamy kasy, bo od matki i ojca nie mamy się co spodziewać. Przecież nawet nie pomyślą aby nam coś dać. Nie mamy mieszkania. Mamy jeszcze dwa tygodnie. Rodzina się nas wyparła. Nie mamy nic. Jeszcze ta chora sytuacja między naszymi rodzicami.- rozbeczałam się nagle.
Lysander przytulił mnie i powiedział, żeby się niczym nie martwić, że wszystko będzie dobrze. Nagle w głowie zaświtała mi pewna myśl.
- A Leo? Ma sklep, ma duże mieszkanie. Może da nam trochę przekimać i pożyczy trochę kasy...
Lysander spojrzał na mnie nieodgadnionym spojrzeniem.
- No nie wiem czy on tak nam pomoże...Nie widzieliśmy go od półtora roku... Nawet do niego nie przyśliśmy zapytać co u niego... I tak nagle zjawiamy się i prosimy o pieniądze... Nie, nie wypada...
- Lys!- rzekłam nieco wściekła.- To nasza JEDYNA szansa. W poniedziałek po szkole idziemy do niego. A teraz wybacz, lecz muszę odespać trochę. Plecy mnie trochę bolą.- już miałam wyjść z kuchni, gdy Lysander złapał mnie za nadgarstek.
- Gdzie byłaś?
- Nieważne.
- Z Kastielem?
Łzy popłynęły mi do oczu.
- Nie wspominaj mi o tym pieprzonym dupku.- krzyknęłam i becząc znikłam za drzwiami swojej małej fortecy.
***
Kastiel.
- Ach, to ty. Czego chcesz?- rzekłam bez emocji, choć te dosłownie rozsadzały mnie w środku.
- Do Lysandra.- rzekł przyglądając mi się dziwnie.
- Śpi.- westchnęłam.
- To go obudź.- warknął.
- Człowieku, sam go obudź, a nie. Ludzi nachodzisz po nocach, ty pieprzony dupku.- krzyknęłam i uniosłam rękę. Chłopak spojrzał na mnie zdumiony, trzymając się za policzek na którym widniał ślad po mojej ręce.
- Odbiło Ci czy co, wariatko?- warknął.
- Wynoś się.- rzekłam chłodno, choć łzy popłynęły mi po policzkach.- Nie chcę Cię znać. Wszyscy jesteście siebie warci.
- Przyjdę rano.
Zatrzasnęłam drzwi i wróciłam do pokoju.
- Natka, co to było?- krzyknął rozbudzony Lysander ze swojego pokoju.
- A nic, nic. Telewizję oglądałam, bo nie mogłam usnąć.- odkrzyknęłam. Z kłamstwa będę się tłumaczyć później. Teraz z powrotem chcę zapaść w sen i śnić o tym o czym śniłam, dopóki ta ruda małpa mnie nie obudziła.
- Aha. Dobranoc.
-...branoc.- szepnęłam wtulając się w pachnącą świeżością poduszkę i momentalnie usypiając.
***
Taka se część, szału nie ma.
DEDYKEJSZYN
dla
Mojej Kuzynki
która przypadkiem wczoraj odkryła ten blog i chciała mi dać linka
ale cóż. Trochę jej nie wyszło, bo nie spodziewała się, że to ja będę właścicielkę ;**
Haha KC *.*
Następna część nw kiedy, ale na pewno w tym miesiącu. Częstotliwość dodawania zmniejszam na 1 raz na tydzień ;3 ;)
- Lysander, co ona tutaj robi?- szepnęłam zszokowana na widok wysokiej, piegowatej fioletowłosej dziewczyny w zielonej sukience, siedzącej na kolanie mojego brata.
Białowłosy, który był w samych bokserkach, spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
- Natalia... To jest..Peggy, hi hi.- zaśmiała się głupkowato.
- Wiem kim ona jest.- warknęłam, marszcząc wściekle swoje ciemne brwi. Jak on może być z nią? Konfidentka pieprzona. Wygadała dyrektorce, że posiadam niby "marichuannę'', która w rzeczywistości była listkami szałwii. Jak można być tak durnym, by pomylić szalwie z marychą?? Jak przypomnę sobie jakie miałam przez nią kłopoty, to szlag mnie ogarnia i mam ochotę zabić ją gołymi rękami. Zmija mnie nawet nie przeprosiła do dziś!
- Pytam się co ona tutaj robi?- zapytałam chłodno po raz drugi, drgając z emocji.
Dziewczyny przechyliła głowę do tyłu, a Lysander, który zrozumiał o co jej chodzi, zaczął całować ją delikatnie po szyi. Podróba dziennikarki zaczęła idiotycznie chichotać, a po chwili dołączył do niej mój głupi brat. Spojrzałam na nich jak na najgorsze śmieci.
- Jesteście żałośni.- warknęłam i już miałam zamknąć się za drzwiami sowjego pokoju, gdy Peggy zawołała ze śmiechem:
- I mówi to osoba która dała się przelecieć Kastielowi!
Znieruchomiałam. Co ona powiedziała? Powoli i z trudem odtworzyłam w pamięci słowa wypowiedziane przez fioletowłosą.
- Coś ty powiedziała?- zapytałam, układając powoli litery w słowa.
- No to, dzi***. Każdy wie, że Kass to Cassanowa, a ty dałaś mu się przelecieć. Gratuluję.- rzekła to takim tonem, jakbym była najgorszą idiotką na świecie, po czym pozwoliła ponownie dać się całować Lysandrowi.
Drżąc z emocji, założyłam na bose stopy czerwone balerinki z kokardką i wyszłam, nawet nie domykając drzwi. Nie miałam siły. Bałam się konfrontacji z Baynesem. Może to kłamstwo, może Kass kłamie, może Peggy zmyśla, a może to prawda... To przecież nie miało sie prawa wydarzyć. Przecież chwilę moment po dojechaniu na miejsce usnęłam. A moze Baynes to wykorzystał i teraz...?
O mały włos jakiś facet w zielonym audi nie przejechał mnie na przyjściu dla pieszych. Teraz, w tej chwili mało interesowały mnie jego pełne zdenerwowania wyzwiska na mój temat. Wal się idioto.
Jednak nie pomyliłam adresu. W bloku numer sześć mieszkali państwo Baynes. Zadzwoniłam.
- Słuuchaaaaaam...- rzekł pełen zaspania głos Kastiela.
- Mogę wejść?- warknęłam.
Przez chwilę cisza.
- Hm... Wchodź.- rzekł niepewnie chłopak. A jednak. Ma coś na sumieniu.
Pyknięcie. Drzwi zostały otworzone.Pchnęłam je i po chwili w me nozdrza wdarł się zapach... brudnych, niepranych skarpetek? Coś w ten deser. Zatykając palcami nos, weszłam na drugie piętro i zapukałam.
Otworzył.
Pojedyncze krople wody skapywały mu z czerwonych włosów, spływając po jego nagim torsie. Miał na sobie samą piżamę dół. Serce, mimo nieopanowanej wściekłości na niego, zabiło mi gwałtowniej. Rany, jaki on był przystojny!! Chwila moment. Co ja wygaduję? Jestem na niego wściekła, a tu takie myśli mnie dosięgają. Zachowuję się jak głupia małolata.
- Cześć.- rzekł.
- Możemy pogadać?- rzekłam oschle.
Zauważyłam zawahanie w jego oczach o odcieniu czekolady. Podrapał się po głowie, spojrzał za siebie, spojrzał to na mnie.
- Teraaaaz?
- Tak.- warknęłam.- Mogę wejść?
Nie czekając na jego pozwolenie, przecisnęłam sie koło chłopaka i weszłam do środka. Poczułam nieprzyjemny zapach tytoniu. Papierosy... Nałóg z którym już na szczęście kilka miesięcy temu skończyłam. Teraz nie potrafiłam zrozumieć palaczy. Jak można się tak truć? Rozejrzałam się po przedpokoju. Ściany pomalowane na granat, a do połowy ściany ciemne panele. Na całej długości korytarza wyłożony był szary, pluszowy dywanik. Kocham te rodzaje dywanów. Jak byłam mała, miałam taki jeden i czasem zdarzało mi się nawet na nim zasnąć. Obok drzwi wejściowych znajdowały się drzwi do salonu.
Weszłam.
Ściany pomalowane były pomalowane na kolor czekolady. Naprzeciw okna balkonowego ustawiona była wielka, biała sofa, która doskonale komponowała się z kolorem ścian.
- Co chcesz?- do pokoju wszedł Kastiel.
Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem i nie wytrzymałam. Wybuchnęłam płaczem.
- Czemu mi to zrobiłeś? Czemu powiedziałeś wszystkim, że przespałam się z Tobą? Co ja Ci takiego zrobiłam, że takie plotki rozsiewasz? I to akurat w tym okresie! Moi rodzice się rozwodzą, matka żeni się z jakimś typem, którego zna raptem dwa miesiące, nie mam gdzie mieszkać, bo sprzedają mieszkanie, Lysander jest z Peggy, rodzina się ode mnie odcięła, bo rodzice zrobili kiedyś im jakieś świństwo i jeszcze ty...Nienawidzę cię! Czemu mi to robisz? Jak mogłeś wtedy, w tym zajeździe robić to z jakąś blond kelnerzycą? JAK?- ukryłam twarz w dłoniach i już miałam się rzucić do wyjścia, bo nagle zrobiło mi się wstyd, że tak wybuchnęłam, gdy chłopak złapał mnie niespodziewanie za rękę. Kastiel nawet nie był ze mną, a ja mu taką aferę robię. Nawet nie miałam pewności czy on zmyślił sobie tą naszą "noc". Przecież równie dobrze Peggy mogła sobie coś ubzdurać.
- Ja nie rozpowiedziałem żadnych plotek. Nawet Cie nie przeleciałem.- rzekł cicho.- A wtedy w tej restauracji... Natalia, taka już moja natura...
- To ją zmień, bo jesteś cholernym dupkiem, bo ranisz osoby które są w tobie zakoch...- MATKO, CO JA POWIEDZIAŁAM! Czemu nie mogę się ugryźć w język. No dobra. Przyznaję. Podobał mi się Kastiel, ale nie byłam w nim zakochana. Nie na zabój. Dobra. Wreszcie się przyznam, bo i tak się wszystko wydało. Cięłam się nie ze względu na Nataniela(choć tak mi się wtedy wydawało), lecz na Kastiela. Bolało mnie to, że on ma co tydzień inną lasencję. Uczucie do niego uświadomiłam sobie, gdy graliśmy z paroma osobami z klasy w butelkę. Charlotte kazała mu mnie pocałować. Byliśmy wtedy u mnie w domu, więc poszliśmy do łazienki. Tam Kastiel posadził mnie na pralce i położył palec na ustach. Uśmiechnął się do mnie i pocałował. Był przy tym taki czuły, że ja głupia myślałam, że on także pragnie mnie, jak ja wtedy jego. I potem, dzień po dniu pielęgnowałam to uczucie, tnąc się na widok chłopaka z inną. Żałosna jestem.
Kastiel spojrzał na mnie uważnie.
- Coś ty powiedziała?- szepnął.
Zagryzłam usta i łzy ponownie potoczyły się w dół, po moim morelowym policzku.
- Kocham cię, idioto!- krzyknęłam szlochając, bo wiedziałam ,że ta miłość i tak nie będzie miała sensu, bo chłopak nie wytrzyma tygodnia bez innej dziewczyny. On na pewno nie był wierny żadnej.
Usiadł na kanapie i podparł głowę na łokciu, który z kolei oparł na kolanie.
- Natalia...- chrząknął.- Ja cię także kocham, lecz jako... przyjaciółkę. Nie dam rady oddać żadnej mojego serca, bo... Po prostu nie mogę. Raz tak zrobiłem i cóż... Ja cierpiałem, a ona zdobyła sławę kosztem mojego cierpienia...- pokręcił stanowczo głową.- Wybacz, ja też coś do ciebie czułem, lecz gdybyś powiedziała to kilka miesięcy wcześniej, to może coś by z tego wyszło... A teraz jest już za późno. Przykro mi. Lecz możem...
Nie usłyszałam co on mówił. Trzasnęłam drzwiami i wybiegłam z bloku. Nie chciałam już żyć. Mimochodem włożyłam dłoń do kieszeni. Żyletki!
Leżałam w łazience i cierpiałam. Rany na pewno wymagają już teraz szycia. Koło mnie zebrała się kałuża krwi. Z trudem wstałam i wyciągnęłam z szafki tabletki. Całe opakowanie. Z kuchni zabrałam szklankę wody i ułożyłam się w łazience na kremowych kafelkach. Wsypałam do buzi całą garść tabletek i popiłam wodą. Przymknęłam oczy. Mogę już umierać. Na tym świecie mnie już nic nie trzyma. Lukky, piesku kochany. Już idę do ciebie. Czekaj na mnie u stóp Bramy... Już idę...
III CZĘŚĆ
***
Białowłosy, który był w samych bokserkach, spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
- Natalia... To jest..Peggy, hi hi.- zaśmiała się głupkowato.
- Wiem kim ona jest.- warknęłam, marszcząc wściekle swoje ciemne brwi. Jak on może być z nią? Konfidentka pieprzona. Wygadała dyrektorce, że posiadam niby "marichuannę'', która w rzeczywistości była listkami szałwii. Jak można być tak durnym, by pomylić szalwie z marychą?? Jak przypomnę sobie jakie miałam przez nią kłopoty, to szlag mnie ogarnia i mam ochotę zabić ją gołymi rękami. Zmija mnie nawet nie przeprosiła do dziś!
- Pytam się co ona tutaj robi?- zapytałam chłodno po raz drugi, drgając z emocji.
Dziewczyny przechyliła głowę do tyłu, a Lysander, który zrozumiał o co jej chodzi, zaczął całować ją delikatnie po szyi. Podróba dziennikarki zaczęła idiotycznie chichotać, a po chwili dołączył do niej mój głupi brat. Spojrzałam na nich jak na najgorsze śmieci.
- Jesteście żałośni.- warknęłam i już miałam zamknąć się za drzwiami sowjego pokoju, gdy Peggy zawołała ze śmiechem:
- I mówi to osoba która dała się przelecieć Kastielowi!
Znieruchomiałam. Co ona powiedziała? Powoli i z trudem odtworzyłam w pamięci słowa wypowiedziane przez fioletowłosą.
- Coś ty powiedziała?- zapytałam, układając powoli litery w słowa.
- No to, dzi***. Każdy wie, że Kass to Cassanowa, a ty dałaś mu się przelecieć. Gratuluję.- rzekła to takim tonem, jakbym była najgorszą idiotką na świecie, po czym pozwoliła ponownie dać się całować Lysandrowi.
Drżąc z emocji, założyłam na bose stopy czerwone balerinki z kokardką i wyszłam, nawet nie domykając drzwi. Nie miałam siły. Bałam się konfrontacji z Baynesem. Może to kłamstwo, może Kass kłamie, może Peggy zmyśla, a może to prawda... To przecież nie miało sie prawa wydarzyć. Przecież chwilę moment po dojechaniu na miejsce usnęłam. A moze Baynes to wykorzystał i teraz...?
O mały włos jakiś facet w zielonym audi nie przejechał mnie na przyjściu dla pieszych. Teraz, w tej chwili mało interesowały mnie jego pełne zdenerwowania wyzwiska na mój temat. Wal się idioto.
Jednak nie pomyliłam adresu. W bloku numer sześć mieszkali państwo Baynes. Zadzwoniłam.
- Słuuchaaaaaam...- rzekł pełen zaspania głos Kastiela.
- Mogę wejść?- warknęłam.
Przez chwilę cisza.
- Hm... Wchodź.- rzekł niepewnie chłopak. A jednak. Ma coś na sumieniu.
Pyknięcie. Drzwi zostały otworzone.Pchnęłam je i po chwili w me nozdrza wdarł się zapach... brudnych, niepranych skarpetek? Coś w ten deser. Zatykając palcami nos, weszłam na drugie piętro i zapukałam.
Otworzył.
Pojedyncze krople wody skapywały mu z czerwonych włosów, spływając po jego nagim torsie. Miał na sobie samą piżamę dół. Serce, mimo nieopanowanej wściekłości na niego, zabiło mi gwałtowniej. Rany, jaki on był przystojny!! Chwila moment. Co ja wygaduję? Jestem na niego wściekła, a tu takie myśli mnie dosięgają. Zachowuję się jak głupia małolata.
- Cześć.- rzekł.
- Możemy pogadać?- rzekłam oschle.
Zauważyłam zawahanie w jego oczach o odcieniu czekolady. Podrapał się po głowie, spojrzał za siebie, spojrzał to na mnie.
- Teraaaaz?
- Tak.- warknęłam.- Mogę wejść?
Nie czekając na jego pozwolenie, przecisnęłam sie koło chłopaka i weszłam do środka. Poczułam nieprzyjemny zapach tytoniu. Papierosy... Nałóg z którym już na szczęście kilka miesięcy temu skończyłam. Teraz nie potrafiłam zrozumieć palaczy. Jak można się tak truć? Rozejrzałam się po przedpokoju. Ściany pomalowane na granat, a do połowy ściany ciemne panele. Na całej długości korytarza wyłożony był szary, pluszowy dywanik. Kocham te rodzaje dywanów. Jak byłam mała, miałam taki jeden i czasem zdarzało mi się nawet na nim zasnąć. Obok drzwi wejściowych znajdowały się drzwi do salonu.
Weszłam.
Ściany pomalowane były pomalowane na kolor czekolady. Naprzeciw okna balkonowego ustawiona była wielka, biała sofa, która doskonale komponowała się z kolorem ścian.
- Co chcesz?- do pokoju wszedł Kastiel.
Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem i nie wytrzymałam. Wybuchnęłam płaczem.
- Czemu mi to zrobiłeś? Czemu powiedziałeś wszystkim, że przespałam się z Tobą? Co ja Ci takiego zrobiłam, że takie plotki rozsiewasz? I to akurat w tym okresie! Moi rodzice się rozwodzą, matka żeni się z jakimś typem, którego zna raptem dwa miesiące, nie mam gdzie mieszkać, bo sprzedają mieszkanie, Lysander jest z Peggy, rodzina się ode mnie odcięła, bo rodzice zrobili kiedyś im jakieś świństwo i jeszcze ty...Nienawidzę cię! Czemu mi to robisz? Jak mogłeś wtedy, w tym zajeździe robić to z jakąś blond kelnerzycą? JAK?- ukryłam twarz w dłoniach i już miałam się rzucić do wyjścia, bo nagle zrobiło mi się wstyd, że tak wybuchnęłam, gdy chłopak złapał mnie niespodziewanie za rękę. Kastiel nawet nie był ze mną, a ja mu taką aferę robię. Nawet nie miałam pewności czy on zmyślił sobie tą naszą "noc". Przecież równie dobrze Peggy mogła sobie coś ubzdurać.
- Ja nie rozpowiedziałem żadnych plotek. Nawet Cie nie przeleciałem.- rzekł cicho.- A wtedy w tej restauracji... Natalia, taka już moja natura...
- To ją zmień, bo jesteś cholernym dupkiem, bo ranisz osoby które są w tobie zakoch...- MATKO, CO JA POWIEDZIAŁAM! Czemu nie mogę się ugryźć w język. No dobra. Przyznaję. Podobał mi się Kastiel, ale nie byłam w nim zakochana. Nie na zabój. Dobra. Wreszcie się przyznam, bo i tak się wszystko wydało. Cięłam się nie ze względu na Nataniela(choć tak mi się wtedy wydawało), lecz na Kastiela. Bolało mnie to, że on ma co tydzień inną lasencję. Uczucie do niego uświadomiłam sobie, gdy graliśmy z paroma osobami z klasy w butelkę. Charlotte kazała mu mnie pocałować. Byliśmy wtedy u mnie w domu, więc poszliśmy do łazienki. Tam Kastiel posadził mnie na pralce i położył palec na ustach. Uśmiechnął się do mnie i pocałował. Był przy tym taki czuły, że ja głupia myślałam, że on także pragnie mnie, jak ja wtedy jego. I potem, dzień po dniu pielęgnowałam to uczucie, tnąc się na widok chłopaka z inną. Żałosna jestem.
Kastiel spojrzał na mnie uważnie.
- Coś ty powiedziała?- szepnął.
Zagryzłam usta i łzy ponownie potoczyły się w dół, po moim morelowym policzku.
- Kocham cię, idioto!- krzyknęłam szlochając, bo wiedziałam ,że ta miłość i tak nie będzie miała sensu, bo chłopak nie wytrzyma tygodnia bez innej dziewczyny. On na pewno nie był wierny żadnej.
Usiadł na kanapie i podparł głowę na łokciu, który z kolei oparł na kolanie.
- Natalia...- chrząknął.- Ja cię także kocham, lecz jako... przyjaciółkę. Nie dam rady oddać żadnej mojego serca, bo... Po prostu nie mogę. Raz tak zrobiłem i cóż... Ja cierpiałem, a ona zdobyła sławę kosztem mojego cierpienia...- pokręcił stanowczo głową.- Wybacz, ja też coś do ciebie czułem, lecz gdybyś powiedziała to kilka miesięcy wcześniej, to może coś by z tego wyszło... A teraz jest już za późno. Przykro mi. Lecz możem...
Nie usłyszałam co on mówił. Trzasnęłam drzwiami i wybiegłam z bloku. Nie chciałam już żyć. Mimochodem włożyłam dłoń do kieszeni. Żyletki!
***
***
Następny rozdział w piątek/sobota.
DEDYKEJSZYN
dla
Tych wszystkich
którzy czytają
mój blog, he he ;)
którzy czytają
mój blog, he he ;)
Pozdrawiam, Shina <3

BICZU GUPI PIEPSZONY, RZUCE W CIEBIE MOIM MAKARONOWYM BICZEM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńGrozisz mi?/ ^^
UsuńTak XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńA ja się nie boję ^^ Ukradnę Rico z "Pingwinów" i posłuży mi on jako wyrzutnia rybna :3 Hah, twój bicz przegra ^^
UsuńJaaa... Natalia popełniła samobójstwo? I co teraz z blogiem? Skoro nie żyje główna bohaterka to teraz będziesz opisywać historię ducha natki? O.o
OdpowiedzUsuńPomyśl... Kto normalny usmierca głównego w 2rdz.? Myślenie nie boli ;)
UsuńŚMIEEEETANKOOOOOWEEEE INTROOOOO! *DAPSTEP EDYSZYN* KC ŚMIETANKA <3 <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńMÓJ LÓT RZONDZI!!!!!!!!!!!!
A ty tyko o majnkrafcie xd
UsuńSuper rozdział *.* Kiedy następny???
OdpowiedzUsuńPiątek/sobota ^^
Usuń