- B-Barta?- powtórzył niepewnie chłopak moje własne słowa. Skinęłam lekko głową, przybierając znudzoną minę. Czułam się...podekscytowana? Tym, że kłamałam chłopakowi z którym chciałam spędzić resztę życia, że kocham innego?
- Tak, Barta.- odrzekłam z ironiczną miną.
Popatrzyłam gdzieś w przestrzeń, gdzie najprawdopodobniej była twarz Kastiela.
- Rozumiem - w jego głosie usłyszałam szorstki ton.
- To doskonale. A teraz wyjdź.- westchnęłam przeciągle, chcąc dać tym samym do zrozumienia chłopakowi, że jego obecność w tym pokoju ewidentnie jest niepotrzebna, ba, nudząca.
Chłopak, który w moim sercu zajmował teraz najważniejsze miejsce, prawdopodobnie wstał, szurając przy tym krzesłem.
- Zanim wyjdę, wiedz, że ja ciebie kocham. Nie będę walczyć o tą miłość, bo nie odbijam dziewczyn, które są w związkach. To do... Do zobaczenia.
Trzasnęły drzwi. Z moich niewidomych oczów popłynęły łzy bezsilności.
- Spieprzyłam wszystko... - szepnęłam cicho sama do siebie i zagryzłam wargi. Czułam ból, rozsadzający moje serce.
*Kilka tygodni później...*
Rześkie powietrze. Może zanieczyszczone, ale inne.
- Kochana, nic ci nie trzeba? Wszystko w porządku?- zasypała mnie lawiną pytań moja kochana przyjaciółka Rozalia.
- Możesz mi poprawić okulary na nosie.- odburknęłam z lekkim uśmiechem, na jaki pozwalały mi te wszystkie zastrzyki przeciwbólowe. Białowłosa z radością jaką dało się słyszeć, wykonała moją prośbę.
- Lepiej?
- Tak, jasne...- odparłam leciutko zniecierpliwiona.- A gdzie jest Leo?
- Za tobą, siostrzyczko.- odparł wesoły głos mojego brata tuż za moim uchem.
- Przestań.- westchnęłam z irytacją.- Zachowujesz się nienormalnie.
- Czemu?
- Bo teraz walnąłbyś coś w stylu "Tutaj, poczwaro."...- westchnęłam, słysząc śmiech, tworzący się w połowie mojego zdania.
Uśmiechnęłam się leciutko. W ciągu ostatniego miesiąca zdałam sobie sprawę, że moja sytuacja najgorsza to jeszcze nie jest. Mam rodzinę. Przyjaciół. Ludzi na których mogę polegać. Którzy będą mnie wspierać w drodze do powrotu do pełnego zdrowia. W sumie... To ze wstydem przyznam, że moje wcześniejsze zachowanie było po prostu dziecinne. To cięcie się i ryczenie na cały świat. Jak kobieta w ciąży, może nawet gorzej.
Zabębniłam palcami o wózek, na który skazano mnie na jeszcze kilka tygodni. Aż noga się zrośnie i będę mogła rozpocząć rehabilitację, by potem chodzić o własnych siłach.
- Natka, Roza, słuchajcie, bo ja ten... yyy... Muszę już jechać do sklepu, bo zostawiłem go pod opieką Ted'a, a wiecie jak to jest gdy ten idiota zostaje sam na sam na dłużej niż godzinę - odezwał się Leonard z cichym westchnięciem.
- Ogląda porno? - podrzuciła mu białowłosa.
Wybuchliśmy jednocześnie śmiechem.
Uśmiechnęłam się leciutko. W ciągu ostatniego miesiąca zdałam sobie sprawę, że moja sytuacja najgorsza to jeszcze nie jest. Mam rodzinę. Przyjaciół. Ludzi na których mogę polegać. Którzy będą mnie wspierać w drodze do powrotu do pełnego zdrowia. W sumie... To ze wstydem przyznam, że moje wcześniejsze zachowanie było po prostu dziecinne. To cięcie się i ryczenie na cały świat. Jak kobieta w ciąży, może nawet gorzej.
Zabębniłam palcami o wózek, na który skazano mnie na jeszcze kilka tygodni. Aż noga się zrośnie i będę mogła rozpocząć rehabilitację, by potem chodzić o własnych siłach.
- Natka, Roza, słuchajcie, bo ja ten... yyy... Muszę już jechać do sklepu, bo zostawiłem go pod opieką Ted'a, a wiecie jak to jest gdy ten idiota zostaje sam na sam na dłużej niż godzinę - odezwał się Leonard z cichym westchnięciem.
- Ogląda porno? - podrzuciła mu białowłosa.
Wybuchliśmy jednocześnie śmiechem.
***
Równie dobrze może być ciasny magazynek z moim łóżkiem wciśniętym tu cudem, abym miała w wyobraźni poczucie luksusu. Zresztą, o co ja ich podejrzewam.
Pokręciłam głową i sięgnęłam rękę gdzieś w przestrzeń. Nie wymacałam żadnych pudeł i starych rupieci, więc moja wyobraźnia z powodu braku zajęcia podsuwa mi tylko absurdy. Ze zniecierpliwieniem powachlowałam się ręką, gdyż zaczęło dokuczać mi nieznośne gorąco.
- No do cholery - zamruczałam, gdy przez głowę przeszła mi myśl, że mogę być poważnym utrapieniem. Młodzi, dzieciakiem w drodze, na pewno będą mieć już mnóstwo kłopotów i wydatków finansowych, gdy nagle na utrzymanie właduje im się taka ofiara losu, niewidoma w dodatku.
I nagle pomyślałam o tym.
Eutanazja.
Jednocześnie usłyszałam hałas dobiegający z kuchni i krzyk Rozalii.
- Roza?! - krzyknęłam lekko zaniepokojona tą dziwną ciszą dzwoniącą mi w uszach.
Jęknęłam próbując wykonać jakikolwiek ruch i powtórzyłam krzyk. Nagle poczułam, że drzwi otwierają się na oścież i wchodzi ktoś do pokoju.
Ale to na pewno nie była Rozalia. Ten ktoś... Czułam, że jest dużo starszy i nieodparte wrażenie, że ma na sobie czarny, ubłocony płaszcz. Wydałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, co zapewne zabrzmiało z boku, jakbym była ułomna i poczułam jak ręce tego kogoś odgarniają włosy z mojej szyi i jak jego zęby wbijają się w moją szyję. Krzyknęłam cicho i poczułam jak powoli tracę przytomność.
- Nie będziesz już niczego pamiętać, Victorio - szepnął jeszcze, zanim mój umysł zaczął powoli opadać w dół...
I w dół...
I w dół...
W dół...
***
Na zewnątrz zaczął właśnie padać śnieg. Małe, niepowtarzalne i jedyne w swoim, śnieżynki wirowały w powietrzu, tańcząc wesoło.
Upiłam łyk kawy z papierowego kubka i spojrzałam na osoby przewijające się na zewnątrz. Było ich mało. Niektórzy nieśli pod pachą kolorowe pakunki, inni małe choinki. Wszyscy śpieszyli się do domu, na kolacje wigilijną, by przedtem podzielić się opłatkiem, złożyć sobie życzenia.
A ja?
Siedziałam w "Golden", mając pod nosem hamburgera, kawę w kubku i półlitrową coca-colę. Nietypowe dania wigilijne, czyż nie?
Westchnęłam pod nosem i zamrugałam parę razy oczami, tak,o, z nudów.
- Clara, cześć, moja droga!- usłyszałam głos otwieranych drzwi, a zaraz po nim, do moich uszów dobiegł ciepły, słodki, starszy głos.
Spojrzałam zniesmaczona w stronę jego źródła i ujrzałam pulchną, na oko czterdziestoletnią kobietę o miłym wyrazie twarzy. Długie loki w odcieniu ciemnej czekolady, zwisały jej do ramion. Czerwony, elegancki płaszczyk i buty na obcasie.
Pokręciłam ze smutkiem głową.
Czemu ja nie mogłam spędzić tego dnia w towarzystwie najbliższych, rodziny, przyjaciół? Bo po śmierci Diany, zerwałam z każdym, kogo znałam kontakt? Upiłam jeszcze łyczek kawy i wyjęłam z otchłani mojej brązowej torby na ramię, słuchawki, po czym podpięłam je do telefonu. Gdy z czarnych kabelków zaczęły lecieć pierwsze słowa "VideoGames", Lany Dey Rey, poczułam, że a moją twarz zaczyna wpływać lekki uśmiech.
Zawsze w chwilach, jak to nazywałam "złamki", pomagała mi właśnie ta piosenka. Uspokajała, dodawała sensu życiu... Otworzyłam leniwie oko, by zobaczyć przesłodką scenkę jak nowo przybyła ściska sie z kelnerką o imieniu Amy i wręcza jej pudełko, uprzednio oczywiście owinięte w papier w reniferki. Zirytowałam się.
Czemu wszyscy naokoło cieszą się, podczas, gdy ja, dziwaczka,siedzę nad hamburgerem, kawą i colą i słucham Lany? Zagryzłam wargi.
- Sama jesteś sobie temu winna..., szepnął złośliwie cichy, lecz dziwnie natrętny głosik w mojej głowie.
- Halo, przyrzekłam zemstę. Musiałam go odszukać i zrobić z jego życia piekło, tak samo jak on zrobił je mojej siostrze!, odkrzyknął w obronie inny, porywczy głos.
- Ale to nie oznacza zerwania kontaktów z rodziną...
- A, zamknij się!
Potrząsnęłam ze śmiechem głową.
Jakież to ja ciekawe konwersacje przeprowadzam sam ze sobą... Interesujące. Uśmiechnęłam się sam do siebie. Chyba za dużo horrorów wpłynęło na moją psychikę. Spojrzałam niechętnie na burgera. W myślach pokręciłam głową. Wyszłam, zostawiając hamburgera i kawę na pastwę losu. Uśmiechnęłam się leciutko gdy poczułam na mojej twarzy płatki śniegu. I wtedy poczułam, że coś się tu nie zgadza.
Czułam... Czułam jakbym nie była we własnym ciele. Nie ta dusza w nie tym ciele. Taki przebłysk. Zanim jednak zaczęłam się nad tym dogłębniej zastanawiać, przeczucie to zniknęło. Zmarszczyłam czoło i ruszyłam dalej. Nie wiedziałam jaki jest mój cel. Nie było go w ogóle.
Nagle coś kazało spojrzeć mi w szybę wystawy sklepowej. Spojrzałam tam powoli i poczułam jak paraliż ogarnia całe moje ciało. Nie mogłam poruszyć żadnym mięśniem. Stałam po prostu w dziwnej pozycji, z lekko wyciągniętą do przodu lewą ręką, otwartymi ustami, lekko zgarbiona. Wreszcie wrzasnęłam i zaczęłam biec co sił w nogach.
To ona, to ona... ,szeptałam gorączkowo biegnąc godnym podziwu tempem nieodśnieżonym chodnikiem i potykając się co chwilę o własne nogi.
Ohayo ♥
OdpowiedzUsuńRozdział I poprawiony, ocenzurowany itd. ♥
Już się nie mogłam doczekać kontynuacji tej historii i powoli traciłam nadzieję, że będzie ciąg dalszy. Warto było czekać <3 Super rozdział :* czekam na next :D
OdpowiedzUsuńCudo miśka <3 nie zrozumiałam tego fragmentu z mężczyzną wkradającym się? No i tego jak ona jest z burgerem i kawą xd to był jakiś sen? Myśle że wyjaśni się to w kolejnych rozdziałach ;D już nie mogę się doczekać nexta ;*
OdpowiedzUsuńCudny rozdział :) Też za bardzo nie kumam tego momentu z chłopakiem i tej końcówki. To były jej wspomnienia? Mam nadzieję że wyjaśnisz wszystko w następnym rozdziale. Który pojawi się za niedługo. Prawda?
OdpowiedzUsuńŻyczę weny Clary